środa, 15 maja 2013

Na spotkanie z nieokiełznaną naturą

Muszę przyznać, że wybór miejsca na podróż marzeń zabrała mi nieco czasu, przecież w Europie jest tyle różnych możliwości odbycia podróży. Wreszcie jednak decyzja padła na Szkocję, a konkretnie Wyspę Skye. Skąd taki wybór? Ostatnio często w moje ręce wpadały zdjęcia z tej części Szkocji i co tu dużo mówić zafascynowały mnie. Można powiedzieć, że jest to zakątek prawie nietknięty ludzką cywilizacją. Liczę, że 50-cio krotny zoom testowanego aparatu Fujifilm da mi możliwość uchwycenia detali tych dzikich miejsc.
No, ale najważniejsze poniżej przedstawiam plan podróży. Jest dość szczegółowy, bo na wyspie Skye ciężko podróżować i jeśli wszystko nie zostanie szczegółowo opracowane... można utknąć w uroczym, ale dość odosobnionym miejscu.

Dzień 1 03.06 (poniedziałek)

Zaczynam od przelotu samolotem z Krakowa do Edynburga liniami lotniczymi Easy Jet, który kosztuje ok 500 zł. Pewnie gdy się znudzę oglądaniem widoków, lub będzie to niemożliwe z powodu niecnej kłębiastej chmury, będę bawić się ustawieniami mego nowego aparatu dostarczonego przez firmę fujifilm. W końcu głupio byłoby już na miejscu się z tym męczyć, kiedy czasu tak mało, a tak wiele do zobaczenia.
Wylatuję o godzinie 10.10, a w Edynburgu już jestem na 12. Stamtąd, gdy już uda mi się odnaleźć wiecznie krążący na taśmach bagaż, łapię autobus nr 100 ( £ 5), który zawiezie mnie do centrum Edynburga i mam około 4 godzin na snucie się po tym pięknym mieście. Pewnie w końcu przekonam się do fotografii ulicznej jak to bywało z innymi rodzajami fotografii. Z pewnością skieruję swoje kroki w stronę Scott Monument, której niezwykła forma przyciąga wzrok. Jak się w końcu od niej odkleję to pewnie będę chwilę krążyć po starym mieście szykując sobie plan zwiedzania na ostatni dzień.
O 17.15 mam pociąg Scotrail do Fortu William (£ 30), który osiągnę o 22, niby mogłabym od razu przejechać do celu mojej podróży - Mallaig, ale dzięki temu dodatkowemu postojowi, będę mogła resztę podróży odbyć w sposób niesamowity.
W Forcie William zatrzymuję się na nocleg w całkiem sympatycznie wyglądającym Guissachan House (£ 50) niedaleko stacji kolejowej.


Fort William

źródło: commons.wikimedia,com

Dzień 2 04.06 (wtorek)

Czas odbyć resztę podróży na wyspę Skye. Po zapewne obfitym śniadaniu (jak zapowiada nazwa full scottish breakfast czas wsiąść o 10.25 w pociąg linii  Jacobite Steam Railway i ruszyć w drogę do Mallaig. Co jest takiego niezwykłego w tej podróży? Po pierwsze środkiem transportu jest kolej parowa co samo w sobie jest atrakcją, ale tak na prawdę tereny przez które przejeżdża kolej są niesamowite. Zresztą chyba każdy z nas je widział, a przynajmniej Ci, którzy oglądali Harry'ego Pottera. Bilety na ten pociąg kosztują od  £30 do £50 , ale chyba warto tyle zapłacić. 
O 12.25 jestem w Mallaig i mam ponad godzinę do odpłynięcia promem na Wyspę Skye. Mallaig nie jest zbyt pięknym miejscem, jako miasteczko, mam nadzieję jednak że będzie widać Skye lub Hebrydy Wewnętrzne, teraz 50-krotny zoom fujifilm będzie miał szerokie pole do popisu.
Prom odpływa z Mallaig o 13.55 i dopływa do Armadale o 14.25 (
£5), mam nadzieję, że bardzo nie zmarznę podczas tej przeprawy. Niestety w Armadale muszę już zanocować, bo połączenia autobusowe na wyspie są dość kapryśne i wgłąb wyspy najlepiej się dostać rano. Zresztą Armadale jest całkiem ciekawym miejscem. Obym zdążyła zwiedzić Armadale Castle Gardens & Museum of the Isles (£5)
Nocleg mam zamiar spędzić w Homeleigh lub Morar, w zależności gdzie będą wolne miejsca (
£ 50).


Jacobite Steam Railway


źródło: Jacobite Steam Railway website


Dzień 3 05.06 (środa)

Tym razem muszę się zerwać bladym świtem jako, że światło tuż po wschodzie słońca i tuż przed zachodem jest najciekawsze, będąc w takim miejscu żal będzie tracić niezwykłe scenerie, oczywiście może się zdarzyć tak, że z Armadale wcale nie ma ciekawych widoków, więc wtedy mogę dłużej poleniuchować, jednak o 9.20 jedzie jeden ze zdaje się późniejszych autobusów w stronę Sligachan (około £5), gdzie znajduje się hotel. Dzięki położeniu w centrum wyspy, stanowi on świetną bazę wypadową na Red Hills i Góry Cuillin. 
Muszę przyznać, że początkowo patrząc jedynie na mapę tych gór wyrwało mi się pogardliwe prychnięcie, 993m wyglądają nędznie, przynajmniej na papierze. Jednak po obejrzeniu zdjęć nabrałam nieco pokory i nie będę się pchać w trudniejsze partie, za to kuszą mnie dwa spacery opisane w "The Skye Guide" jeden z nich to Bealach a' Mhaim, a drugi nosi znacznie prostszą nazwę Glamaig. Na miejscu będę musiała wybrać jeden z nich, jednak na razie nie muszę jeszcze podejmować tej decyzji, może po drodze spotkam kogoś kto zjadł zęby na tych górach i mi doradzi, który kierunek wybrać? W każdym razie jedno jest pewne "Idę w góry". Noc spędzam w Sligachan Hotel  (£80)

Sligachan


źródło: theskyguide.com


Dzień 4 06.06 (czwartek)

Wcześniejszy dzień spędziłam na długiej wędrówce, ale nie ma litości. Prom na Raasay odpływa o 8.25 rano, a z hotelu na przystań trzeba przejść koło 2 km. Miejmy nadzieję, że taka trasa mnie rozbudzi. O 8.50 prom dobija do Raasay (£5). Raasay podobno cechuje się surową naturą i ponurymi górami. Mam zamiar się o tym przekonać i po przybyciu do Raasay udaję się na Dun Caan której płaski wierzchołek wznosi się na 443 m n.p.m. Z powrotem można wrócić krótszą trasą przechodząc koło opuszczonej wioski rolniczej Hallaig. 
Noc spędzę w Oystercatcher House (£50), który wydał mi się bardzo sympatyczny, przy okazji można sobie zamówić pakowany lunch na drogę za dodatkową opłatą (£6,50)

Dun Caan

 źródło: planetfear.com

źródło: commons.wikimedia.com


Dzień 5 07.06 (piątek)


O godzinie 10.55 opuszczam wyspę po wschodniej stronie Skye i przybijam do Sconcer o 11.20, tu muszę poczekać niecałą godzinę do 12.10 na autobus przewoźnika Citylink by zabrać się nim do Portree (£5), największego miasta na wyspie, często nazywanego stolicą Skye. Warto tam zobaczyć dość atrakcyjny port rybacki. Do Portree nie jest daleko, więc na miejscu jestem już o 12.31. Stamtąd mam zamiar przejść pieszo do Caisteal Uisdein lub w stronę Old Man of Storr. Wszystko zależy od tego, czy autobus widmo nr 57 będzie jechał o pasujących mi godzinach czy faktycznie bawi się w Latającego Holendra i raczej nie mam co na niego liczyć. Poza tym mam nadzieję, że i w tym przypadku fujifilm SL1000 się spisze i będzie mi dane sfotografować Old Man of Storr nawet z daleka.
Noc spędzam w Foreland Bed and Breakfast, skusiła mnie całkiem ładnie wyglądająca strona internetowa (£50), lub też w Bruach na Frithe gdyby w Foreland z jakiegoś powodu nie było miejsc.

Old Man of Storr
źródło: guardian.co.uk

 Caisteal Uisdein
źródło: walkhighlands.com

Dzień 6 08.06 (sobota)

Wiwat, z Portree jeżdżą autobusy do Edynburga. Dzięki temu nie muszę wracać z powrotem do Mallaig i stamtąd pociągiem tylko po prostu wsiadam sobie do autobusu i podziwiam widoki zza szyby. Wyjazd z Portree o 9.10 a w Edynburgu jestem o 16.50. (£20). Tam zostawiam bagaż w jednym z hosteli Argyle Backpackers lub Summerhostels i idę zwiedzać miasto. Niestety z powodu godziny zapewne nie będę mogła nigdzie wejść do środka. Poza tym szczerze się przyznaję, że natłok atrakcji sprawie iż nie mogę się zdecydować, gdzie też chciałabym pójść najpierw. Przed podróżą będę musiała zagadnąć znajomych, którzy już Edynburg widzieli i ich zapytać gdzie warto zajść ponadto pomocą służą różne strony internetowe, które opisują 24 godzinne wycieczki po Edynburgu. 

Edynburg

źródło: commons.wikimedia.com

źródło: readingmalopolska.com

Dzień 7 09.06 (niedziela)

Ostatnie godziny w Edynburgu, dość intensywne zapewne, bo atrakcje turystyczne powinny być otwarte od rana. Na sto procent utknę na dłużej w National Museum of Scotland, szczególnie mnie interesuje wystawa czasowa w muzeum o... bursztynie. Gdy już stamtąd wyjdę zapewne skieruję się do Edinburgh Castle (£16), który góruje nad miastem. Podejrzewam, że na nic więcej może mi nie starczyć czasu, zresztą muzeum i zamek są ogromne. 

Koło godziny 16.30 muszę jednak już łapać autobus wiozący ludzi na lotnisko, a stamtąd złapać lot Ryanair do Katowic o 17.55 (ok 400 zł), a stamtąd już prosta droga do Krakowa. 

National Museum of Scotland

żródło: edinburgh.org


Edinburgh Castle

źródło: Edinburgh castle website





Budżet:
Dla ułatwienia obliczeń zakładam £1 to 5 zł
Loty- około 900 zł, w zależności od tego kiedy rezerwowane są bilety
Przejazd między lotniskiem, a Edinburgh Weaverly ok £5 -> 25 zł
Przejazd z Edynburga do Fort Williams ok £30 -> 150 zł
Nocleg w Fort Williams ok £50 -> 250 zł
Przejazd koleją do Mallaig  £30 -> 150 zł
Prom z Mallaig do Armadale £5 -> 25zł
Wejściówka do zamku w Armadale -> £7.50 -> 37,5 zł
Nocleg w Armadale ok £50 -> 250 zł
Przejazd do Sligachan ok £5 -> 25 zł
Nocleg w Sligachan ok £80 -> 350 zł
Prom w obie strony Raasay £6,25-> 31,25 zł
Nocleg na Raasay  £50 -> 250zł
Pakowany lunch z Raasay £6.50 -> 32,5zł
Przejazd ze Scancer do Portree £2.2-> 11 zł
Przejazd autobusem do Caisteal  £3-> 15 zł
Nocleg w Portree ok £50 -> 250 zł
Przejazd z Portree do Edynburga  ok £30-> 150 zł
Nocleg w Edynburgu £50 -> 250 zł
Wejście na zamek £17 -> 85zł
Przejazd na lotnisko £5 -> 25zł
Posiłki 7 x £18 £126 -> 630 zł

Suma:
900 + 2412 + 630 = 3942 zł  (+/− 300 zł w zależności od ceny lotu i biletów)


środa, 8 maja 2013

Sony a100

Sony Alpha 100 to jedna z pierwszych lustrzanek wypuszczonych na rynek przez Sony po przejęciu marki Konica-Minolta. Pasują do niej obiektywy z bagnetem Sony A Mount i Konica Minolta, co daje całkiem spory wachlarz możliwości.
Aparat ten był produkowany dawno temu (2006 r) i co tu dużo mówić wypada dość blado przy swoich młodszych braciach. Mimo to wciąż niektórzy ją cenią za bardzo dobre odwzorowanie kolorów.
Poza tym część osób uważa, że ten aparat całkiem nieźle się sprawdza przy zdjęciach o zmierzchu, dzięki specjalnej matrycy CCD, w której są dwa sensory koloru niebieskiego. Wadą tej matrycy był wysoki koszt produkcji oraz sczytywanie całych "lini" zamiast poszczególnych pikseli co było przyczyną dość długiego odczytu danych. Ponadto w trakcie produkowania tego aparatu matryce CCD mniej szumiły niż powszechnie dzisiaj używane CMOS, głównie dlatego, że technologia CMOS była dopiero rozwijana, jednak teraz wynalezienie niskoszumnych matryc CMOS sprawiło, że technologia ta zdominowała dzisiejszy rynek aparatów cyfrowych.
Muszę przyznać, że Sony a100 to dość potężny korpus, szczególnie w porównaniu z sony A37 czy A57. Do tego jest dość ciężki co może niektórym przeszkadzać przy dłuższych wędrówkach, jednak przyciski są dobrze rozlokowane i przestawienie różnych parametrów trwa naprawdę krótko. Rozdzielona tarcza wyboru pracy i przycisk funkcyjny przypadły mi do gustu. Poza tym przyciski w menu są dość intuicyjne, a przeglądanie zdjęć wraz z histogramem znacznie ułatwia życie.
W tym aparacie używane są karty Compact Flash. Są niestety dość drogie ale zapewniają wysoką jakość robienia zdjęć. Ich głównym minusem jest to, że komputery nie obsługują tego rodzaju kart w swych wbudowanych czytnikach.
Największą wadą tego aparatu są dość wysokie szumy już przy niewysokich czułościach ISO. Raczej nie używam niczego wyżej niż ISO 400. Oznacza to, że jeśli chcę robić zdjęcia wieczorem muszę się nastawić na taszczenie dodatkowego sprzętu co nie zawsze jest możliwe czy wygodne.
Mimo to dzięki tej lustrzance było mi dane nauczyć się wiele jeśli chodzi o pracę z aparatami tego typu. Poza tym wydaje mi się, że jeśli jestem sobie poradzić z kapryśną a100 to praca z innymi lustrzankami nie będzie większym problemem.

środa, 17 kwietnia 2013

Fotografować każdy może...

W zasadzie każdy z nas ma kontakt z fotografią. Robimy zdjęcia komórkami, aparatami cyfrowymi na wakacjach czy po prostu widzimy różne obrazy przeszukując sieć czy też czytając gazety. Otaczają nas obrazy.
Każdy kto ma parę oczu i potrafi widzieć może robić zdjęcia, jednak żeby olśnić swoich znajomych świetnymi zdjęciami trzeba znać (i wykorzystywać lub świadomie łamać) podstawowe zasady jakie się rządzą fotografią.
No, ale zacznijmy od początku...
Załóżmy, że jesteśmy całkowicie zieloni w kwestii fotografii i chcemy wybrać aparat dla siebie. Jakie są opcje? Ja opiszę trzy podstawowe nie wdając się w głębsze szczegóły.

Aparaty kompaktowe- najpopularniejszy rodzaj aparatów jakie są na rynku. Jest ich zatrzęsienie i można przebierać w niezliczonej ilości różnych modeli. Komu najbardziej się taki aparat przyda? Osobą, które robią zdjęcia okazyjnie lub robią diametralnie różne fotografie. Są to bowiem najbardziej uniwersalne urządzenia. Warto też pamiętać, że zakupu dokonujemy tylko raz, nie musimy dokupywać do aparatu żadnych dodatkowych akcesoriów (no może oprócz futerału). Tak więc jeśli chcesz zrobić zdjęcia wakacyjne i makro, ale bez dokupowania sprzętu dobrej jakości kompakt powinien dać radę. Oczywiście wśród nich są różne rodzaje cyfrówek, ale zasada ich działania z grubsza się nie zmienia. 

Bezlusterkowce - jest to chyba najbardziej rozwijająca się w tej chwili gałąź aparatów. Są hybrydą aparatu cyfrowego i lustrzanki. Podobnie jak aparaty cyfrowe nie posiadają lustra i tak samo jak w lustrzankach można wymieniać w nich obiektywy w zależności od naszych potrzeb. Do tego są nieco mniejsze niż lustrzanki. Tak więc jeśli chcemy robić zdjęcia takiej jakości jak lustrzanką, ale niekoniecznie chcemy zamieniać się w tragarza nosząc różne "szkła", to bezlusterkowiec powinien się całkiem nieźle sprawdzić. 

Lustrzanki - ich główną charakterystyką wyróżniającą je od innych aparatów jest posiadanie ruchomego lustra (wyjątkiem jest nowa seria aparatów sony, gdzie lustro jest nieruchome), które pozwala na dokładne śledzenie kadru w wizjerze. Pozwala to także na precyzyjne ustawienie ostrości. Mimo "ataków" ze strony bezlusterkowców lustrzanki wciąż są najlepszymi urządzeniami oferującymi zdjęcia dobrej jakości. Oczywiście minusem są spore rozmiary tego aparatu jak i konieczność zakupu szkieł, które są potrzebne w zależności od tego jakiego rodzaju fotografią będziemy się interesować. Jeśli jednak siedzi się w fotografii "bardziej" i będzie się wykonywać duże wydruki zdjęć na pewno tego typu aparat będzie potrzebny.